Pojęcia matni używa się bardzo często w opisach filmów. Do tego stopnia, że stało się w pewnym stopniu pojęciem wyświechtanym. A co najmniej często nie pasującym emocjonalnie do wagi i rangi zdarzeń rozgrywających się na ekranie. Tak zdarza się w wielu filmach - ale nie w tym! Tutaj prawie od samego początku Dani de la Torre wrzuca emocjonalny piąty bieg. Od momentu gdy na ekranie telefonu pojawia się nieznany numer życie wielu osób zacznie się walić wprost lawinowo. A spowolnienia akcji rozgrywające się później wpływają tylko na to, że kolejne wstrząsy odbiera się jeszcze silniej.
Przyznaję się szczerze, że niezbyt wierzyłem przed seansem, że będę miał do czynienia z thrillerem. Bardziej spodziewałem się filmu, któremu gatunkowo będzie bliżej do dobrego, wysmakowanego dramatu kryminalnego albo sensacyjnego. Wzbogaconego oczywiście aurą i urokiem hiszpańskiego stylu. Spodziewałem się czegoś na kształt obsypanego Goyami „Stare grzechy mają długie cienie” albo nawet prostszego ale nadal wyrazistego i mającego charakter „9 mil”. Otrzymałem natomiast prawdziwy thriller. Pełnokrwisty, dramatyczny obraz, który na głowę bije emocjami kino amerykańskie (chociaż jest scenariuszowo gorszy i mniej płynny)
Nie można niestety zaprzeczyć, że w scenariuszu jest parę słabości, które trochę deprecjonują całość fabuły. Na pewno sekwencje końcowe mogły być też o wiele bardziej wiarygodne scenariuszowo. Ale na całe szczęście ostatnia scena pozostawia (kinomańsko pożądaną) niejednoznaczność i pewien rodzaj koniecznej gorzkości.
Nie można też pominąć przekazów pewnego rodzaju moralitetu ekonomicznego jaki jest zawarty w tym filmie. Pozornie wydaje się on oczywisty i płaski ale serwowany w otoczeniu dramatu jaki dzieje się przez cały film - nabiera głębszego znaczenia i bardzo wyrazistego charakteru.
Za całość filmu, scenariusz czy aktorstwo - 7,5/10. Ale za temperaturę emocji i wbijanie w fotel - 9/10.
Muszę się też zastrzec, iż podejrzewam, że na mnie jako rodzica (a dokładniej ojca mającego kilkunastoletniego syna) takie konwencje jak w filmie oddziaływują uczuciowo znacząco silniej więc moja ocena może być zawyżona.. :)
................................................................................ ................................................................................ .....
Film obejrzałem w ramach 16. Tygodnia Kina Hiszpańskiego w Kinie Luna (Warszawa) - IV.2016.
O, jak widzę i tobie delikatnie zbyt przekombinowany scenariusz przeszkadza :)
Ładna recka, ale szkoda, że nie wspomniałeś o kilku scenach z niesamowitymi zdjęciami, np. gdy w jednej ze scen kamera wpierw jedzie obok samochodu gł. bohatera, następnie wchodzi do środka przez tylne drzwi, przesuwa się w kierunku drzwi z drugiej strony i wychodzi nimi... Takich technicznych fajerwerków nawet u Amerykanów często się nie widuje. No i o aktorach nie wspomniałeś...
no film fajny, ale najbardziej co w nim przeszkadza to idiotyczne zachowanie policji w niektórych momentach jak np. próba wyciągnięcia Carlosa siłą jak i to ciągłe podejrzewanie, że to on za wszystkim stoi.
Czy ja wiem czy to takie idiotyczne? My, widzowie, wiemy, że to nie Carlos za tym stoi, ale policja tego nie wie :)
Film świetny! Mało który film potrafi utrzymać w napięciu przez 99% czasu, gdzie 1% to napisy :-)
Czepiłbym się kilku rzeczy:
- irytującego hiszpańskiego zachowania. Cięgle krzyki, wrzaski, egzaltacja, przekrzykiwanie się i mówienie bez słuchania. Czyli dialogi pokroju: "- posłuchaj mnie uważnie... - Carlos Vamos! Vamos! Carlos! Carlos! Rapido! Vamos! Carlos! - daj mi dojść do słowa... - Vamos! Vamos! Carlos! Carlos! Vamos! - posłuchaj, to ważne, zrób tak... - Carlos! Carlos! Vamos! Vamos! Carlos! Carlos!" - i tak w kółko Macieju.
- a córka to w ogóle koszmar. Siedzisz na bombie to najlepszym sposobem jest zostawić jedną i usiąść na drugiej. Naprawdę nie ma nic lepszego niż dwukrotnie zwiększyć szansę na śmierć dwukrotnie większej liczby osób :-)
- mocno naciągana historia z szantażystą. Ot, tak, pozwalamy komuś na pogadanie z Carlosem bo się zgłosił i chce. Ito jak nasz szantażysta zjawił się nagle na porcie, heh, magia. No i pierwsze pojawienie się naszego bohatera - zupełnie dziwne że policja delikwenta nie poinstruowała, nie założyła podsłuchu, nie słyszała o czym rozmawiają...
- jak na dwa lata przygotowań to słabo wyszło. Dosyć mała szansa na sukces, że dyrektor banku nagle wycofuje kasę, zbiera akcjonariuszy i wyprowadza ich kasę, z powodu że zadzwonił z samochodu. Oczywiście mógł mieć pełną władzę, ale od razu powinny pozapalać się w banku czerwone lampki. Oczywiście z tego by nie powstał film, ale sposób na wyciągnięcie kasy był mocno średni.
- ilość razy w których bomba powinna wybuchnąć - palców by zabrakło...
Ale to czepialstwo. Film naprawdę bardzo pozytywnie zaskoczył.
Jeśli chodzi o aspekty techniczne, to ja zbierałem szczękę z podłogi jak zobaczyłem wejście Belen. Doskonały mastershot, gdzie operator musiał pokonać sporą odległość, a cała ekipa ogarnąć mnóstwo statystów. A jak oni to ujęcie zamknęli, że kamera zrobiła odjazd w górę i ukazała panoramę na cały teren, to nadal pozostaje dla mnie zagadką :)
Można to zrobić dronem. Tylko że obraz z drona jest specyficzny, taki jak z kamery wideo, a tutaj i to ujęcie, i reszta były jak z kamery filmowej. Do tego może zastosowano jakieś filtry nie wiem.
PS. Jeszcze ze 4 lata temu nie wiedziałem, co to dron, musiałem sprawdzać w Internecie;-)
Zastanawiałem się, czy to nie komputery plus green screen, bo pomijając, że hipotetycznie jeden operator przekazał w środku samochodu kamerę w ręce innemu operatorowi znajdującemu się z drugiej strony, to obraz był stabilny, a do stabilizacji potrzeba steadycam'a, zbyt dużego, by zmieścił się w kabinie, nawet SUV'a.
A co do fabuły to ciekawa; nie wiedziałem, że kino hiszpańskie może czymś zaskoczyć.
Po kilku latach nie pamiętam już za bardzo ani tej sceny, ani filmu w ogólności, ale może zrobiono to mniej więcej tak jak tu:
https://www.youtube.com/watch?v=kxb9xzAaYjM
O to to! I nawet steadycama nie było, wystarczyło w miarę stabilne trzymanie w rękach. Dzięki:-)
Sytuacja z filmu luźno kojarzy się z tegorocznym filmem "Zakładnik z Wall Street". W obu przypadkach mamy do czynienia z ofiarami bankowych machinacji związanych z funduszami inwestycyjnymi które usiłują załatwić sprawę (odzyskać pieniądze, ukarać winnych) zgodnie z prawem, a gdy to nie skutkuje, w bezsilnym gniewie wywierają zemstę na domniemanych sprawcach.