Być może nie ma się czym tu zachwycać, być może trochę przynudza, a sama fabuła zdaje się prowadzić donikąd (z punktu widzenia oczekiwanej dramaturgii). jednak to co warto wyróżnić na tle innych filmów Yimou i Gong Li to świetna, niezależna kobieca rola. Kobieta fatalna - a zarazem magnetyczna. Uwodzicielska i tragiczna. I w takiej roli piękna Gong Li świetnie się odnajduje. Choćby dla niej warto przyjrzeć się filmowi.
Zgadzam się, w dodatku bardzo podobał mi się motyw jej "nawrócenia", kiedy pod wpływem wspomnień, rozbudzonych przez pobyt na wyspie, zaczyna odnajdywać spokój i szczęście. Odniosłam wtedy wrażenie, że jej przebojowość i uwodzicielskość to sztuczny produkt coraz bardziej sztucznego i zwesternizowanego Shanghaiu i dopiero nowe środowisko pozwaloliło jej na ściągnięcie maski i odkrycie na nowo samej siebie. Czyli postać magnetyczna i tragiczna, a w dodatku wielowymiarowa, przynajmniej w moim odczuciu.
Moment "ściągnięcia maski" to zapewne dotarcie do granic określonych psychicznych możliwości. Do granic zmęczenia i uświadomienia sobie: że czas już skończyć z udawaniem. Przeżyła przecież rozczarowanie samą sobą. Rozczarowanie nowym kochankiem - a wcześniej, co oczywiste rozczarowanie starym kochankiem. Jej pozycja gwiazdy rewii, to nie żadna tam kariera, lecz zwykła chwilowa koniunktura. I jako inteligentna osoba, umiejąca skutecznie lawirować w tym otoczeniu, musiała zdawać sobie sprawę, że jest coraz trudniej utrzymać się na fali.
Jej tragizm wynika z tego, że w gruncie rzeczy nie była taką złą osobą - za jaką początkowo można ją było brać. W świecie mafijnych zwyrodnialców, okazała się być najbardziej ludzka i honorowa.